Obudziłam się dnia pewnego bardzo
nie-wypoczęta. Spojrzałam przez okno. Padał deszcz.
Pomyślałam, że to pierwszy dzień
reszty mojego życia. Żadna tam prawda.
Okey. Nie wygrałam w totolotka. Nie spłynęła na mnie
moc wielka ani wiedza tajemna. Mój Ktoś nie przyjechał na białym koniu i nie
powiedział, że wyjeżdżamy na Wyspy Karaibskie by pić mleko prosto z kokosów i
czytać książki w cieniu palm. Nago.
Ale oto jestem. Ja. Blog. Moje
słowa. Pierwszy krok w nieznane. Jakieś tam, coś tam.
I może zacznę banalnie, od
przedstawienia się.
Mam dwadzieścia dwa lata,
studiuję w stolicy. Słoikuję. Jestem na IV roku (UW), przybyłam z daleka, licencjat robiłam w innym (choć
równie ładnym, i nie była to miejscowość na W.) mieście. Studiuję z pasji, filologię polską, o. Jestem trochę
studentką-kujonem. Pracowałam w różnych dziwnych miejscach. Uczyłam dzieci i
zajmowałam się podopiecznymi w Młodzieżowym Domu Kultury. Byłam redaktorem (pobocznym co prawda, ale jednak) w
pewnym czasopiśmie. Wciąż czynnie działam w nieznanym wam pewnie stowarzyszeniu
organizując imprezy kulturalne i konkursy. Czasami coś opublikuję (choć to
bardziej coś niż Coś). Ostatnio częściej niż rzadziej. Aktualnie pracuję w wydawnictwie.
Prywatnie zajmuję się literaturą
najnowszą, Nie lubię i
nie umiem gotować. Jestem zakochana i odkochać się nie mogę od lat ponad
pięciu. I to nie w tylko w czytaniu i pisaniu, ale też Ktosiu. Lubię ludzi, wbrew pozorom. Inspirują mnie często dzieci. Nie jestem zupełnie poważna i
wciąż nie przełknąć tego jednego, strasznego słowa - dorosła.
Więc o czym to ja…
Tu będzie trochę o książkach, kulturze wszelako rozumianej, życiu jako takim (mało się znam), języku, wszelakim ogarnianiu (nie znam się prawie wcale), kobiecych sprawozdaniach, organizacji, byciu.
Bo to moje, a co!
Witam was (wiem, wiem, witam
to zwrot używany w starożytności przez gospodarza domu, ale wszystko inne brzmi
zbyt oficjalnie...co poradzę; to nie gwałt na języku a dbałość o brzmienie) bardzo serdecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz