wtorek, 21 kwietnia 2015

(Nie)półsłowa

Usłyszałam na jednym ze słodkich blogów (tych kierowanych do trzynastolatek, wiecie – ten mentorski, wszechwiedzący ton: boję się, że ktoś naprawdę w ten tekst uwierzył), że gdy masz dwadzieścia lat to możesz wszystko, bo rodzice zawsze ci pomogą. Jestem w szoku także dlatego, że czasami czytuję bloga autorki. I czasami teksty są nawet niezłe.
Moje podsumowanie zawarło się w jednym słowie:
Aha.
Uprzejmie proszę autorkę o powtórzenie tych słów dwunastoletnim dzieciom, które przychodziły na moje zajęcia niewyspane, bo nocami sprowadzały zasikanych rodziców do domów. Tym, które wzdrygały się na wspomnienia o wakacjach, bo całe przepracowały. Fizycznie. Zbierając ogórki. Słodkiej dziewczynce cierpiącej na dysleksję, która nigdy nie miała odrobionych do końca prac domowych, bo mieszkała w jednym pokoju z ojcem alkoholikiem i szóstką kuzynowstwa. Chłopcu, który popłakał mi się na ramieniu i powiedział, że tylko ja go kocham a on kocha te lekcje. Bo mama krzyczy na niego ciągle i mówi mu, że jest nikim. I bije go ścierką. A ojciec wylicza mu pieniądze i wypomina jak wiele go kosztuje utrzymanie syna. Rodzeństwu, które wyprowadzono zostało z dyskoteki szkolnej przez pijanych i śmierdzących rodziców. Dzieciom mieszkającym w miejscowości obok, które w weekendy pracują, bo rodzice inaczej wyrzucą je z domu. Przypominam – cały czas mówię o dzieciach ze szkoły podstawowej.
Uprzejmie proszę o doinformowanie tych nieszczęśników, że gdy tylko skończą dwadzieścia lat wszystkie ich problemy się skończą. Ich rodzice się zmienią i z uśmiechem będą wracać do domów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz