Usłyszałam na jednym ze słodkich
blogów (tych kierowanych do trzynastolatek, wiecie – ten mentorski,
wszechwiedzący ton: boję się, że ktoś naprawdę w ten tekst uwierzył), że gdy
masz dwadzieścia lat to możesz wszystko, bo rodzice zawsze ci pomogą. Jestem w szoku także dlatego, że czasami czytuję bloga autorki. I czasami teksty są nawet niezłe.
Moje podsumowanie zawarło się w jednym słowie:
Moje podsumowanie zawarło się w jednym słowie:
Aha.
Uprzejmie
proszę autorkę o powtórzenie tych słów dwunastoletnim dzieciom, które
przychodziły na moje zajęcia niewyspane, bo nocami sprowadzały zasikanych
rodziców do domów. Tym, które wzdrygały się na wspomnienia o wakacjach, bo całe
przepracowały. Fizycznie. Zbierając ogórki. Słodkiej dziewczynce cierpiącej na
dysleksję, która nigdy nie miała odrobionych do końca prac domowych, bo
mieszkała w jednym pokoju z ojcem alkoholikiem i szóstką kuzynowstwa. Chłopcu,
który popłakał mi się na ramieniu i powiedział, że tylko ja go kocham a on kocha
te lekcje. Bo mama krzyczy na niego ciągle i mówi mu, że jest nikim. I bije go
ścierką. A ojciec wylicza mu pieniądze i wypomina jak wiele go kosztuje
utrzymanie syna. Rodzeństwu, które wyprowadzono zostało z dyskoteki szkolnej
przez pijanych i śmierdzących rodziców. Dzieciom mieszkającym w miejscowości
obok, które w weekendy pracują, bo rodzice inaczej wyrzucą je z domu.
Przypominam – cały czas mówię o dzieciach ze szkoły podstawowej.
Uprzejmie
proszę o doinformowanie tych nieszczęśników, że gdy tylko skończą dwadzieścia lat wszystkie ich problemy się skończą. Ich rodzice się zmienią i z uśmiechem będą wracać do domów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz