Wielokrotnie
podkreślałam już, że Sońka Ignacego Karpowicza to powieść
wybitna. Najlepszy na gruncie polskim eksperyment narracyjny w którym następuje
sprawne załamanie czasu i przestrzeni, świetny warsztat, język, któremu nie
można nic zarzucić, historia chwytająca za serce. Zabawa kiczem i wyśmianie
popularnych klisz. Wielowątkowość. Akuratna ilość słów. Ale o
książce będzie kiedy indziej. Przeczytałam tę powieść zaraz po premierze
(wakacje 2015), wracałam do niej kilkakrotnie, wciąż mnie zachwyca. Ale kogo by
to.
Białostocka
adaptacja drwi z konwencji teatru. Wyśmiewa tandetę, śpiewogrę, wyzyskiwanie
modnych tematów. Nie chwyta za serce, chwyta za rozum. Krytykuje współczesny
świat, dojenie wsi, tragedii, kultury. Przeplata styl wysoki ze stylem niskim.
Akcja rozgrywa
się na kilku planach czasowych (jest ich mniej niż w powieści), a punktem
centralnym oraz punktem wyjścia staje się spotkanie. Spotkanie kobiety i
mężczyzny. Wsi i miasta. Mądrości i głupoty. Wyrachowania i szczerości.
Pieniędzy i biedy. Dobra i zła. Szczęścia i nieszczęścia. Rozpędzam się.
Zamiast bezsensownie wymieniać, podkreślę tylko, że spotkania przebiegają na
wielu różnorakich płaszczyznach.
Grany z przytupem przez Rafała Maćkowiaka Igor (vel Ignacy) spotyka Sońkę. Warszawiak, który zapomniał o swoich korzeniach i wyrzekł się ich, staje się powiernikiem historii kobiety, z którą życie obeszło się okrutnie. Gwałcona przez ojca, wyśmiana przez ludzi (którzy obdarli ją z godności i złudzeń), zakochana w mężczyźnie, którego języka nie rozumiała. Matka, której zamordowano rodzinę i dziecko. Skażona. Gorsza. Sońka opowiada nieprzerwanie. Opowiada historię, którą Igor zamienia w spektakl teatralny. Te dwie opowieści prowadzone są równolegle. Igor na bieżąco przetwarza opowieść bohaterki, wplata w nią kabaret, musical, dramat, inne teksty literackie. Spektakl ma się sprzedać, ma być kiczowaty, ma budzić emocje, ma się podobać. Ma pokazać, że Sońka nażyła się i naczułą tyle, że potem już ani nie żyła ani nie czuła. Banał, prawda?
Grany z przytupem przez Rafała Maćkowiaka Igor (vel Ignacy) spotyka Sońkę. Warszawiak, który zapomniał o swoich korzeniach i wyrzekł się ich, staje się powiernikiem historii kobiety, z którą życie obeszło się okrutnie. Gwałcona przez ojca, wyśmiana przez ludzi (którzy obdarli ją z godności i złudzeń), zakochana w mężczyźnie, którego języka nie rozumiała. Matka, której zamordowano rodzinę i dziecko. Skażona. Gorsza. Sońka opowiada nieprzerwanie. Opowiada historię, którą Igor zamienia w spektakl teatralny. Te dwie opowieści prowadzone są równolegle. Igor na bieżąco przetwarza opowieść bohaterki, wplata w nią kabaret, musical, dramat, inne teksty literackie. Spektakl ma się sprzedać, ma być kiczowaty, ma budzić emocje, ma się podobać. Ma pokazać, że Sońka nażyła się i naczułą tyle, że potem już ani nie żyła ani nie czuła. Banał, prawda?
Banałów jest
więcej i wszystkie są zasadne.
Svetlana Anikiej to stara Sońka - Katarzyna Siergiej - aktorka
odtwarzająca Sońkę w warszawskim spektaklu
Sońka i ludzie się z nią stykający od
samego początku skazani są na cierpienie. Mają przepleśniałe buty symbolizujące
stracone życie. W sensie dosłownym i metaforycznym. Oni śnią, tak jak
bohaterowie Senności Kuczoka. Śnią i nie mogą się obudzić. Są
pogodzeni ze światem, ich życie i wszystkie związane z nim rewolucje są
„prześnione” [patrz, A. Leder Prześniona rewolucja]. Stąd ich
spokój. Wieś wsią stoi i stać będzie.
Wesele wiejskie, w czasie którego
panna młoda pozostaje jedyną nieobecną duchem i szczęściem, jest tak do bólu
sztampowe, że aż wywołuje uśmiech. Taniec na stole, zmycie swastyki z czoła
bohaterki, biała suknia i nałożony przez ojca-kazirodcę welon, dużo wódki, dużo
ludzi, dużo seksu i kiczowatej muzyki. Tak wiejskie wesele widzą miastowi. Folklork
zostaje wyśmiany doszczętnie. Obdarty z magii jest miałki.
Banał ma być zniszczony banałem. Po prostu.
Poruszony zostaje bardzo ważny temat obojętności na krzywdę ludzką. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena w której bohaterka słucha przemowy swojego ukochanego (ukochany jest zimny i nierealny; w jej opowieści płomienny i gorący, opowieść zawsze mija się z prawdą?) i myśli, że opowiada on o ich wspólnym życiu, już po wojnie. A on mówi o pogromie żydów gródeckich, których dokonał jako oficer SS. Nie podkreślone zostaje, że ludzie przestali oglądać egzekucję bo poszli rabować majątki pomordowanych. W słowach nie ma obojętności. O to chodziło? Żeby mnie zmusić do szukania znaczeń w wypowiadanych kwestiach? Wyszło.
Banał ma być zniszczony banałem. Po prostu.
Poruszony zostaje bardzo ważny temat obojętności na krzywdę ludzką. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena w której bohaterka słucha przemowy swojego ukochanego (ukochany jest zimny i nierealny; w jej opowieści płomienny i gorący, opowieść zawsze mija się z prawdą?) i myśli, że opowiada on o ich wspólnym życiu, już po wojnie. A on mówi o pogromie żydów gródeckich, których dokonał jako oficer SS. Nie podkreślone zostaje, że ludzie przestali oglądać egzekucję bo poszli rabować majątki pomordowanych. W słowach nie ma obojętności. O to chodziło? Żeby mnie zmusić do szukania znaczeń w wypowiadanych kwestiach? Wyszło.
Czułam napięcie a nie banał, gdy Sońka
rzuciła imię hitlerowca, którego dziecko urodziła. Czułam ulgę gdy od
pohańbienia uratował ją – i pojął za żonę Misza. Monolog Alesia Malcanau wyznającego,
że zgodził się na to wszystko, bo kocha kocha kocha (tak
mocno) robi wrażenie. Kochać może każdy. Przecież.
W trakcie trwania akcji bohaterowie
przechodzą wielkie przemiany – zarówno fizyczne jak i psychiczne. Igor zmienia
się w Ignacego – jego stosunek do starej babinki ulega zmianie
o 180 stopni. Patrzy na nią ze zrozumieniem, współczuciem i miłością. Zmianę
symbolizuje zmiana stroju na bardziej wiejski i przybranie
nowego (dawnego) imienia. Aktorka grające aktorkę, która gra Sońkę nabiera
kobiecości i wyzbywa się sztuczności oraz drętwej maniery . Tytułowa Sońka
młodnieje. Svietlana Anikiej (najmocniejszy punkt spektaklu) zmienia się
z 80-letniej staruszki w młodziutką kobietę. Bez charakteryzacji (jedynie
postawa i chustka na głowie). Wraca do przeszłości i promienieje. Idealnie
naśladuje mieszkające w Podlaskiem kobiety, kuleje i nagle kuleć przestaje,
sprawuje władzę nad miastowym bez podnoszenia głosu. Głosi prawdy życiowe bez coellhowskiego tonu.
Znakomicie przechodzi od ojczystego białoruskiego do łamanej, wiejskiej
polszczyzny.
scena ślubu Sońki i Miszy
Najlepszą sceną jest
monolog Sońki w którym ta opowiada o spotkaniu z Joachimem w drodze
do cerkwi. Dla mnie nie była ona beznamiętna. Była mocna. Głos Sońki był
mocny, choć drżący,doskonale dało się wychwycić ewolucję języka jaki
przeszedł język Sońki. Nic ponad słowa. I emocje. Wszystko ponad miłość,
wszystko dla miłości.
A potem nagle widz
przeniesiony zostaje na próbę spektaklu gdzie dokonuje się podsumowanie zagłady
rodziny głównej bohaterki. Scena kadiszu, esesman rozpaczliwie krzyczący
„nejn!”, hebrajskie wersy zamieniające się w musicalową wersję popisów
tanecznych aktorów i reżysera. To wszystko może śmieszyć.
W adaptacji
zlekceważony został grzech bez odkupienia. Ojciec Sońki nie otrzymuje od niej
wybaczenia. Nie jest poważny, nie za bardzo widz wie, czemu kazirodca prosi o
to cholerne, niepotrzebne mu przecież wybaczenie. Wybaczenie, którego
oczywiście nie otrzymuje.
W finale spektaklu,
nie do końca wiadomo po co, pojawia się krowa. Maćkowiak, Igor ją doi. Czy to
metafora miejskiej sztuki, która pozbawiła wieś wspomnień i magii?
Igor jest sztuczny,
bo sztuczna jest sztuka. To co robi, też jest sztuczne. I ja to kupuję.
Rewelacyjnie
przedstawione zostały śpiewające zwierzęta i scena gwałtu.
Pierwszy raz spotkałam się z tym by tło spektaklu tworzyło nagranie
z kamery wideo. Kamery nadającej na żywo. Wrażenie – niesamowite. Sońka to
nie teatr. To metateatr.
Wyśmiane zostało wszystko i wszyscy:
teatr, świat, miasto, wieś, kreacja.
I chociażby tylko dlatego Sońkę trzeba
zobaczyć.
Reżyseria - Agnieszka
Korytkowska-Mazur
Adaptacja - Ignacy
Karpowicz
Scenografia - Jacek
Malinowski
Kostiumy - Magda
Dąbrowska, Agata Wąs
Kompozytor - Yegor
Zabelov
Ruch sceniczny - Maciej
Zakliczyński
Wizualizacje -
Krzysztof Kiziewicz
Reżyseria świateł - Marek
Oleniacz
Asystent reżysera - Michał
Pabian
Inspicjent - Jerzy
Taborski
[I tylko jedna mała uwaga: po oklaskach chciałam jeszcze na chwilę
powrotu teatru. Chciałam podkreślenia kreacji. Dostałam filmik opisujący tło
powstania powieści.]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz